Planowanie naszego zjazdu z okazji 42. rocznicy absolutorium zaczęło się jak zwykle rok wcześniej, we wrześniu 2017 roku w Białce
Tatrzańskiej, gdzie odbyło się spotkanie naszego rocznika ze studiów, mniej liczne niż wiele poprzednich, ale bardzo miłe i co ważne
konstruktywne, bo wspólnie ustalono, że koniecznie trzeba zorganizować kolejny zjazd na którejś z hiszpańskich wysp. Trudu
organizacyjnego podjął się Janusz z Ireną Lach, którzy w przeszłości zaprosili już nas na świetny zjazd w Elblągu z niezapomnianym
rejsem po pochylniach Kanału Elbląskiego. Wiosną 2018 roku, kiedy po wielu rozmowach i negocjacjach wszystkie szczegóły
dotyczące pobytu, kosztów i wycieczek były znane, bardzo szybko powstała lista uczestników licząca 46 osób.
Nasz
zjazd początek miał 30 września rano na lotnisku w Warszawie i od
razu zaczęło się jak w thrillerze Alfreda Hitchcocka
„trzęsieniem ziemi”, bowiem okazało się że nasz lot odbył się godzinę wcześniej przed terminem zbiórki, o czym nikt z nas nie został
powiadomiony przez biuro podróży. Główny organizator Janusz chciał sobie wyrwać wszystkie włosy z głowy ale był z tym niemały
problem, bo jak wszyscy wiemy od lat jest całkiem łysy jak kolano. Miny mieliśmy niewyraźne (Janusz i ja) kiedy próbowaliśmy
ratować sytuację przy pomocy miłej pani Magdy z biura Itaki. To był dzień kiedy kończył się główny sezon na Majorce i od
następnego tygodnia było znacznie mniej lotów na tą wyspę. Na nasze szczęście okazało się, że wyjątkowo właśnie w ten ostatni
dzień są jeszcze dwa loty do Palmy i łącznie w obu samolotach są jeszcze wolne miejsca dla nas wszystkich. Był jeszcze tylko jeden
problem ponieważ ktoś musiał za te bilety zapłacić, a na dodatek to była niedziela rano i nie wszyscy od razu odbierali telefony.
Rozmowy, e-maile i telefony zajęły około 2 godzin i w końcu elektroniczne potwierdzenie deklaracji zapłaty ponad 18 tysięcy złotych
dotarło z biura podróży na lotnisko i została stworzona nowa lista pasażerów obejmująca wszystkie 46 osób. Pierwotnie zaplanowany
wylot na godzinę 9:55 został w ten sposób przesunięty na 14:05 i 14:10 i około godziny jedenastej w naszej grupie zapanował
względny spokój i ulga, że prawie cudem ( 2 samoloty i wolne miejsca !) udało się naprawić karygodne zaniedbanie pracownika biura
podróży i nasz zjazd z 4-godzinnym opóźnieniem jednak się rozpocznie. Wydawało się że to już koniec naszych kłopotów na lotnisku,
ale jeszcze przy odprawie bagażowo-biletowej okazało się, że kilku osób z każdego samolotu nie ma jednak na nowej liście pasażerów
i znowu Janusz biegał i interweniował, aż wszystkim już bez kłopotów udało się przejść konieczne procedury lotniskowe i zostało
jeszcze trochę czasu na zakupy. To był już koniec tego thrillera, bo sam lot do Palma de Mallorca i przejazd autokarem do hotelu, jak
i cały pobyt na Majorce przebiegał w miłej i szczęśliwej atmosferze i mam nadzieję, że większość uczestników już zapomniała o tym
przykrym incydencie, może z wyjątkiem mnie, a zwłaszcza Janusza, który czuł na sobie ogrom odpowiedzialności za całą grupę.
Pierwszy wieczór na Majorce to dla niektórych miła niespodzianka, o której część osób wiedziała, bo okazało się że w tym samym
hotelu czekają na nas Jasiu i Lucyna Kiliszowscy, którzy przylecieli prosto z Niemiec i spędzili z nami cały tydzień, a późnym
wieczorem okazało się, że na mistrzostwach w Bułgarii i Włoszech polscy siatkarze pokonali Brazylię 3:0 i to właśnie Polska została
siatkarskim mistrzem świata i to był kolejny powód do dobrej zabawy.
Majorka,
na której spędziliśmy tygodniowy wypoczynek i koleżeńskie spotkanie z
okazji 42. rocznicy ukończenia studiów we
Wrocławiu, to największa wyspa archipelagu Balearów należąca do królestwa Hiszpanii, o długości około 100 km i 850 tys. ludności,
a miejscowość naszego pobytu to CALA D’OR (Złota Zatoka) na południowo-wschodnim wybrzeżu wyspy. Miasteczko jest jednym
z bardzo wielu miejsc wypoczynkowo-turystycznych na wyspie z pięknymi widokami oraz wspaniałą mariną pełną fantastycznych
jachtów, wśród których były też jednostki pływające pod polską banderą. Hotel Barcelo Ponent Playa to dwa budynki 3 i 6 piętrowe
położone na wysokim brzegu nad zatoką Cala Ferrera wśród bujnej roślinności z wieloma kolorowo kwitnącymi okazami i pięknym
widokiem na zatokę i piaszczystą plażę leżącą poniżej albo hotelowy basen. Na podkreślenie zasługuje też świetna restauracja o
bardzo wysokim standardzie, z dobrym winem i bardzo smacznymi różnorodnymi daniami, gdzie każdy mógł znaleźć coś
odpowiedniego dla siebie oraz kilka barów na świeżym powietrzu i klubów pod dachem, obficie zaopatrzonych, czynnych od rana do
północy, także z muzyką na żywo, gdzie spędziliśmy sporo czasu na rozmowach, dyskusjach m.in. na temat bieżącej sytuacji
politycznej oraz wspomnieniach studenckich lat.
Czas
na Majorce płynął nam z jednej strony szybko, a z drugiej leniwie i
powoli. Szybko, bo każdy kolejny dzień wspólnego
wypoczynku zbliżał nas do końca pobytu, a wolno, bo mieliśmy czas na krótkie i dłuższe spacery po okolicy, przejażdżkę ekologiczną
kolejką dookoła miasteczka z wizytą w porcie, był czas na długie rozmowy i spotkania na plaży i basenie, w restauracji podczas
niespiesznych posiłków i na wieczornych atrakcjach w postaci rozrywkowych występów albo zabawy w muzycznym klubie z
potańcówką i świetnie zaopatrzonym barem. Majorka to wyspa, która oprócz klimatu subtropikalnego typu śródziemnomorskiego,
miłego dla nas zwłaszcza na początku jesieni i ciepłej wody w morzu oferuje także gościom wiele atrakcji turystycznych m.in. w
postaci zwiedzania niepowtarzalnych miejsc i zabytków. Jedną z wycieczek na którą pojechaliśmy prawie całą grupą było zwiedzanie
miasteczka Valldemossa oraz stolicy wyspy Palma de Mallorca. W Valldemossie znajduje się zabytkowy kompleks muzealny
klasztoru Kartuzów, który był zamieszkały przez zakonników do 1835 roku, a zwiedzającym udostępnione są m.in. kościół, antyczna
apteka, biblioteka oraz cela przeora, ale dla Polaków najważniejszym punktem jest cela nr 4, w której zimę 1838/39 spędził Fryderyk
Chopin z francuską pisarką George Sand. W celi znajdują się różne przedmioty osobiste i dokumenty z tego okresu po słynnej parze,
a także specjalnie sprowadzone wtedy z Paryża pianino, na którym nasz słynny kompozytor i wirtuoz skomponował wielkie dzieła
m.in. słynne preludium deszczowe, poloneza, drugą balladę i trzecie scherco. Pianino jest wystawione w tym samym miejscu do
dzisiaj, bo na koniec pobytu Chopina okazało się że wysokie koszty transportu wpłynęły na jego decyzję o sprzedaży i pozostawieniu
instrumentu w klasztorze. W trakcie zwiedzania byliśmy uczestnikami mini-koncertu fortepianowego muzyki naszego genialnego
kompozytora i wirtuoza Fryderyka Chopina. Po krótkim spacerze uliczkami miasta i odwiedzinach w dużym, starym sklepie z
lokalnymi pamiątkami, gdzie można było do woli degustować miejscowe nalewki i likiery, w tym ten najsłynniejszy karmelowy i
anyżkowy zwany hierbas, pojechaliśmy do stolicy Majorki. Zwiedzanie Palmy zaczęliśmy od zamkowego wzgórza wznoszącego się
nad okolicą, skąd rozpościerała się fantastyczna panorama całego miasta, portu z mariną oraz wybrzeża. Biel zabudowań
kontrastowała z czerwonymi dachami, błękitem morza i nieba oraz bujną kolorową roślinnością. W Palmie wielkie wrażenie na
przybyszach robi marina z luksusowymi ogromnymi jachtami oraz wielkimi jak wieżowce wycieczkowcami, które codziennie
wpływają do portu ale najważniejszym punktem zwiedzania dla wszystkich jest ogromna i wspaniała katedra, której początki sięgają
V wieku. Katedra w Palmie nazywana „kwiatem w Ogrodzie
Ludzkości” była budowana w latach 1230 – 1600 i jest
gotycką,
trzynawową świątynią o powierzchni 6600 m2,
z główną nawą o wysokości 44 m, co stawia ją w czołówce największych
katedr na
świecie. Świątynia usytuowana na samym wybrzeżu od początku musiała robić na przybywających morzem ogromne wrażenie,
nazywana jest też katedrą światła z racji 60 witraży i 5 witrażowych rozet, z których dwie największe na wysokości 32 m mają
średnicę zewnętrzną ponad 13 m, a przesuwające się słońce kolejno doświetla wszystkie części i zakamarki w środku. Dwa razy w
roku 2 lutego i 11 listopada wierni i turyści są świadkami niezwykłego spektaklu, kiedy wschodzące słońce padające przez jedną z
witrażowych rozet odwzorowuje kolorowy cień na przeciwległej ścianie tworząc tam tzw. ósemkę. Katedra w Palmie była
kilkukrotnie przebudowywana i przerabiana, a na początku XX wieku słynny kataloński artysta Antonio Gaudi, twórca m.in.
barcelońskiej Sagrada Familia, odcisnął swoje piętno także tutaj projektując m.in. w prezbiterium wiszącą piniatę w postaci żyrandola
przypominającego cierniową koronę która przez jednych jest podziwiana, a przez innych bezlitośnie krytykowana. Po stu latach na
początku XXI wieku równie kontrowersyjny pomysł zrealizował Miguel Barcelo w kaplicy Najświętszego Sakramentu, który na
całych ścianach stworzył w glinie rzeźbę z owocami morza i owocami ziemi, co przy czarnych witrażach i ciemnych zaciekach pod
oknami wygląda dosyć koszmarnie. Po katedrze mieliśmy czas na zwiedzenie ratusza oraz spacer po starówce i królewskich ogrodach
pałacu Almudaina.
Następnego dnia w nieco mniejszym gronie pojechaliśmy na wycieczkę zatytułowaną „objazd wyspy”. Trasa tego dnia prowadziła
przez całą Majorkę, od wschodniego wybrzeża przez rolnicze wioski na nizinie Es Pla w kierunku gór Sierra de Tramuntana leżących
na zachodnim wybrzeżu wyspy. Pierwszym punktem zwiedzania było sanktuarium maryjne w Lluc z wizerunkiem Czarnej Madonny i
jak zawsze w takich miejscach była chwila zadumy, refleksji, modlitwy i wspomnień o naszych bliskich, koleżankach i kolegach oraz
profesorach, którzy odeszli już
na zawsze. Niesamowite atrakcje przeżyliśmy podczas jazdy „drogą
przemytników” z górskimi
serpentynami i zakrętami o 180o,
gdzie nie ma szans na minięcie się dwóch autobusów i dlatego ustalono
pewne godziny na jazdę w
kierunku portu Sa Calobra, a dopiero później można wyjeżdżać z tej miejscowości w drogę powrotną. O stopniu trudności w
pokonaniu tej drogi może świadczyć fakt, że jeden z najtrudniejszych zakrętów nosi nazwę „język teściowej”. W czasie tej jazdy
widzieliśmy piękne widoki na góry i morze, malowniczo wijącą się drogę, dzikie górskie kozy oraz wielu rowerzystów mozolnie
wspinających się pod górę albo pędzących w dół i tylko pojedyncze samochody osobowe głównie z wypożyczalni, a w oczach
niektórych przerażonych kierowców strach i świadomość, że nie ma gdzie się zatrzymać ani zawrócić. Kierowcy autokarów
jeżdżących tą drogą to prawdziwi artyści kierownicy i wszystkim bez problemów, tylko z okrzykami podziwu lub przerażenia
pasażerów, udaje się dojechać do celu. W porcie nad zatoką znajduję się ujście najdłuższego na wyspie wąwozu Torrent de Pareis i
wykutym w skale przejściem można udać się na spacer do malowniczo położonej małej plaży zwanej wrotami do raju. Dalej mieliśmy
płynąć statkiem, ale z uwagi na wysokie fale, drogę do portu Puerto de Soller odbyliśmy autokarem pokonując wszystkie zakręty
ponownie w drugą stronę i tam zamiast rejsu wzdłuż wybrzeża była dla chętnych przejażdżka wielkim spacerowym katamaranem po
porcie, a wysokie fale powodujące znaczne przechyły tworzyły dodatkowe atrakcje i kurczowe trzymanie się czegokolwiek. To nie
był koniec przygód, bo następny fragment podróży pokonaliśmy zabytkowym drewnianym tramwajem o 100-letniej historii, który
jechał wśród kawiarnianych stolików i prawie przez podwórka domów położonych wzdłuż torów. Po kilkunastominutowej podróży
czekała nas kolejna przesiadka do równie starego i zabytkowego pociągu, który przez prawie godzinę wiózł nas przez słynną Dolinę
Pomarańczy, długie górskie tunele i gaje drzew cytrusowych. Ostatni etap wycieczki tego dnia to ponownie autokar i powrót do
hotelu po wielu niezapomnianych przeżyciach i wspaniałych widokach.
Na trzecią krótką, bo tylko parogodzinną wycieczkę pojechaliśmy prawie wszyscy na dwa dni przed końcem naszego spotkania. Na
wschodnim wybrzeżu Majorki znajdują się liczne niesamowite jaskinie, a najsłynniejsze położone w pobliżu miasteczka Porto Cristo
są Jaskinie Smocze, które zostały odkryte przez francuskich geologów w XIX wieku. W dawnych czasach były kryjówką korsarzy i
piratów, a dzisiaj są atrakcją turystyczną, gdzie zwiedzający 25 metrów pod ziemią mogą podziwiać liczne komnaty ciągnące się na
długości kilkuset metrów, a w nich tysiące stalaktytów i stalagmitów przypominających marmurowe kolumny, kaskady, organy,
koronkowe draperie i zasłony oraz wiszące żyrandole, a ponadto wszystko jest pięknie podświetlone i robi na turystach ogromne
wrażenie. W drugiej części udostępnionych pieczar jest amfiteatralna sala, w której po wygaszeniu świateł na podziemne jezioro
jedno z największych na świecie, jak na scenę wpływają oświetlone łodzie z kilkuosobową orkiestrą z koncertem muzyki poważnej.
Na zakończenie zwiedzania i koncertu turyści odpływają łodziami przez podziemne korytarze do wyjścia z tego wspaniałego miejsca.
Majorka słynie także z manufaktury sztucznych pereł Perlas Majorica, która dziennie wytwarza 2 mln pereł, a w Porto Cristo jest
jeden z salonów z wystawą i dużym sklepem, który odwiedziliśmy, a chętni dokonali zakupu tej biżuterii. Miasteczko jest znane także
z tego, że znajduję się w nim dom rodzinny słynnego hiszpańskiego tenisisty Rafaela Nadala. W oddalonym o kilkanaście kilometrów
Manacor, drugim co do wielkości mieście Majorki, znany na całym świecie triumfator wielu najważniejszych turniejów
wielkoszlemowych zorganizował Akademię Tenisa Rafaela Nadala, gdzie szkolą się przyszli mistrzowie z wielu różnych krajów. Dwa
dni po naszym wyjeździe niespotykane na Majorce ulewne deszcze spowodowały lokalne powodzie, w których życie straciło 13 osób,
a żywioł spowodował ogromne straty i zniszczenia. Nadal w swojej szkole zaoferował schronienie wszystkim potrzebującym z
okolicznych miejscowości, a ponadto planuje zorganizować tenisowy mecz charytatywny, z którego dochody będą przeznaczone dla
poszkodowanych mieszkańców. Nas na szczęście nie dotknęły żadne kataklizmy i kłopoty, a o wszystkim dowiedzieliśmy się z
mediów już po powrocie do Polski. Na zakończenie wycieczki do Smoczych Jaskiń po powrocie do hotelu, bezpośrednio po
opuszczeniu autokaru udaliśmy się przed główny budynek hotelu i to był doskonały pomysł na zrobienie pamiątkowych zdjęć
grupowych, bo byliśmy wtedy wszyscy: absolwentki i absolwenci, żony i mężowie oraz nasi przyjaciele od dawna i niektórzy po raz
pierwszy, ale jestem pewny, że nie ostatni raz na naszych zjazdach.
Nasz
kolejny zjazd koleżeński połączony z tygodniowym wypoczynkiem
dobiegał końca i pomału docierała do nas wiadomość, że
zbliża się czas rozstania. W niedzielę wcześnie rano wyjechał z hotelu Jasiu z Lucyną, którzy wracali bezpośrednio do Niemiec, a cała
nasza grupa w godzinach popołudniowych też udała się na lotnisko w Palmie i tym razem bez problemów dotarliśmy do Warszawy,
skąd rozjechaliśmy się po całej Polsce, a Jurek z Renią następnego dnia rano przez Paryż mieli połączenie do Stanów Zjednoczonych.
Rozstawaliśmy się ze smutkiem ale i nadzieją, bo wszyscy zdecydowali, że kontynuowanie naszych spotkań jest konieczne i za rok
spotkamy się znowu na podobnym tygodniowym wypoczynku na słonecznej Krecie. Możemy odnotować na stronie naszej kroniki, że
w zjeździe z okazji 42. rocznicy ukończenia studiów wzięło udział łącznie 48 osób z Polski, Niemiec i USA. Zjazd odbył się w
pięknym i przyjaznym miejscu, był bardzo atrakcyjny i pełen miłych chwil oraz dobrego wypoczynku, a przede wszystkim dał nam
czas na wspólny pobyt i powrót do lat młodości. Wielka w tym zasługa Janusza oraz Irenki Lach którzy nie szczędzili wysiłków, żeby
znaleźć takie dobre miejsce i wynegocjowali świetne warunki finansowe i organizacyjne, co kosztowało sporo czasu i wymagało
ogromnej odpowiedzialności za całą grupę, zwłaszcza w niesamowicie trudnym momencie jakim był problem z wylotem w
Warszawie.
Irenko i Januszu ! w imieniu całej bardzo zadowolonej grupy wielkie podziękowania za wszystko co zrobiliście dla nas !
Piotr Kneblewski