WAKACJE PO IV ROKU

    

     Hey Piotr, wakacje po IV roku.

    Pod koniec mojego IV-ego roku, a jej V-tego, Rena pisała pracę magisterską na temat jakichś tam przemysłowych kredytów 

bankowych, siedziała w nieskończoność, z krótkimi przerwami w bibliotece WSE. Była bardzo sfrustrowana, bo wszystko w Peerelu 

opierało się na budżetowych kredytach, a nic nie miało większego, ani mniejszego sensu. Ale coś tam w końcu napisała i na dodatek 

jeszcze obroniła. W domu święto, z moją mamuśką obściskiwały się prawie do upadłego, ojciec kiwał głową, chyba aprobująco, jej 

mamuśka-inspektor przysłała gratulacyjny telegram, ja poleciałem do gówniarza, bo coś cuchnęło przez otwarte drzwi. Dziwiłem się, 

że taki skrzat może usadzić olbrzymiego grzyba, zmieniłem pieluchę jednorazówkę, teraz za Reny rentę po ojcu. Byliśmy teraz 

biednymi bogaczami, stać nas już było na jednorazówki, bez wyrzutów sumienia.

    Parę dni po obronie, Rena dostała pracę we Wrocławskich Zakładach Spirytusowych na Oporowie, miała to nagrane jeszcze z 

czasów praktyki w Browarze Piastowskim, na Stalina, tylko parę kroków od Damrota. Latała tam przez cztery tygodnie, ale opłaciło 

się. Nie miałem pojęcia co ona robi w tych Spirytusach, tyle że tam jeszcze butelkowali Pepsi Cole, pewnie żeby ten spirytus było 

czym popić. Może coś próbowała tam uekonomić, ale nie myślę, że się to jej udało. W każdym razie zarabiała całkiem nieźle.

W lipcu pojechałem do Łeby na praktykę WIS, spadło to na mnie, jak uśmiech niebios. Jechałem z trzema przesiadkami, jakoś 

znalazłem lecznicę, kierownik przyjemny facet, mówi że kolega z roku przyjechał wczoraj i że jest w pokoju nad lecznicą. Lecę, a 

tam Kaziu oryginalny Jankes. Znaliśmy się z widzenia, ale nigdy nie mieliśmy osobistego kontaktu, bo obracaliśmy się w innych 

sferach koleżeńskiej adoracji. Pamiętałem go jeszcze z drugiego chyba roku, poszliśmy z Tadziem i Marianem do Katakumb po 

nawodnienie (C2H5OH), było tam parę dziewczyn, jedna z nich, chyba najfajniejsza uśmiechała się do mnie dość zachęcająco. Tadziu uprzedził mnie, że to Jankesa femme fatale i skończyło się na uśmiechach, nigdy nie mieliśmy zatargu o ten wieczór.

    Następnego dnia, kierownik lecznicy zaprowadził nas do rzeźni/zakładów przetwórni wyrobów mięsnych. Kierownik zakładu 

wygłosił pogadankę co tam możemy robić, a czego nie, wyszło że możemy robić co nam się podoba, on preferował żeby nic, byle 

tylko nie wynosić żarcia za bramę zakładu. Nigdy nie widziałem tam żadnych ubojów, za to wyroby mieli doskonałe, na export. Z tym

exportem to był całkiem niezły numer. Kierownik zakładu wpadł na pomysł pogadania z przyszłymi lekarzami i któregoś dnia 

postanowił wyrzucić z siebie profesjonalną bolączkę; w podejściu koleżeńskości usmażył nam kawał polędwicy, jak już ją prawie 

przetrawiliśmy, pyta czy wiemy gdzie ten export idzie, my że nie wiemy, on że trochę na zachód, do Włoch i Chicago, ale większość 

gdzie indziej. Kaziu; nie możliwe, na zachód ?, oni tam mają wszystko i więcej. Kierownik; no tak, ale ta nasza cała wierchuszka jest 

pazerna na dolary, żeby ich damy mogły kundlić się w Paryżu. Ja, a co z większością, obruszył się, to pan nie wie? Przeraziłem się, że

nas odetnie od kabanosów. On; do Rosji, my im wysyłamy wyroby, a oni biorą za to od nas węgiel. Był już trochę rozjuszony, na 

szczęście ktoś go zawołał, bo krowa próbowała uciec przeznaczeniu.

    W sumie to były wczasy dla mnie. Kaziu okazał się bomba facet, cool as a cucumber ( obojętny/chłodny jak ogórek). Przed 

południem chodziliśmy do zakładów na kiełbasy, potem na plażę, choć była dość daleko, po południu do kawiarni na pięterku, kawa, 

herbatka, uśmiechy miejscówek. Nie wiem co Jankes na to, ale chyba był dość przychylny, bo niektórymi wieczorami znikał na 

chwile lub dwie. Ja byłem odporny, choć owoce z drzewa zakazanego wisiały dość nisko, nie zerwałem nawet jednego.

    Po paru tygodniach rozjechaliśmy się w swoje strony, ja do domu. Rena naburmuszona; to nawet jednego listu nie napisałeś ? Nie 

wpadłem na ten pomysł, nie bylem zresztą od pisania wylewnych listów. Mówię, że i tak jesteś skazana na mnie na długo, może 

nawet na dożywocie. Kamil nareszcie nauczył się sadzić grzyby gdzie trzeba, była z tego bardzo dumna.



     3.09. napisałem:

      Hey Jurki !

    Jesteśmy nad morzem, pogoda średnia, pochmurnie i 18 stopni, ale cały przyszły tydzień ma być sporo lepiej. Zaraz idziemy na 

spacer do Ustronia i zjemy tam rybkę w smażalni. Mam pytanie dotyczące praktyki WIS, czy to na pewno była Łeba ? bo to mała 

miejscowość turystyczna i tam wg mnie nie było większych zakładów mięsnych, a w takich były praktyki. Grażyna wtedy była na 

takiej praktyce w Słupsku, mieszkała u babci, a nad morze jeździła do Ustki. Na tej praktyce był z nią Mundek Tymm. Proszę 

potwierdź czy to była Łeba ! 

    Pozdrawiamy z nad Bałtyku ! P&G

        

            Hey,

    Sam miałem wątpliwości czy to była Łeba czy Ustka. To nie był duży zakład wyrobów mięsnych, robili tam same fajne zjadliwości 

tylko na export. Może jednak to była Ustka. Próbowałem znaleźć Jankesa na Google ale nic z tego, nie znalazłem. Zmień na Ustkę. 

Wojewódzki Zakład Wet. w Słupsku miał ośrodek wypoczynkowy w Łebie, byłem tam na urlopie, a także na kursach chorób wymion

i niepłodności, które to prowadziłem dla lekarzy i techników wet. jako specjalista, pożal się Boże. W Człuchowie bylem kierownikiem

laboratorium i ordynatorem na lecznicy, tam bawiłem się chirurgią i na dodatek zastępowałem powiatowego na spędach na spółkę z 

kierownikiem lecznicy Arkiem Nowickim. Byłem też ulubieńcem niejakiego Bronisława Józków (głównie jego żony, bo leczyłem jej 

pieski), inżynier praktyk, dyrektor naczelny pomorskiego zjednoczenia  gospodarstw rolno-hodowlanych i głęboki przyjaciel panów 

Jaroszewicza i Gierka.  

    Byłem wtedy zastępcą dyrektora Dąbrowskiego od chorób zakaźnych i zaraźliwych, chyba przez rok, bo później wyfrunąłem do 

USA.

    Miałem tytułów na dwie strony, wspominam ten ułamek czasu jako coś niesamowitego.  

      j 

powrót