Kurza farma

      Hey Pitry!

    

    Nie pisałem przez chwilę albo dwie bo chciałem odpocząć i pozbierać się do kupy po wczasach na

Aruba. Poza tym mam stale zębowe problemy do których przyplątały się zatoki. Mam teraz dwa 

centralne implanty (post) w miejsce byłych siekaczy, tak że pustka w gębie bo wyrwali mi też zęby 

po obydwóch stronach implantów. Mogę teraz robić za Drakule, ale żeby nie straszyć pięknych dam, 

że im wyssam hemoglobin, zrobili mi szufladkę, bardzo to pięknie wygląda, jak mleczaki, tyle że nie 

mogę tych flapper nosić bo boli jak wciskam na implanty (posty do których będą przykręcone 

sztuczniaki)). Za jakieś dwa miesiące będę miał bridge, też piękny i będę tym mostkiem uwodził 

dziewczyny. Z zatokami to powikłana sprawa; jak pewnie pamiętasz, znaczną część twarzy unerwia 

Cranial Nerve # 5 (CN V) zwany trigeminal, bo dzieli się na 3 odnogi: V-1 ophthalmical (oczny ale i

unerwia zatoki), V-2 maxillary (szczękowy) i V-2 mandibular (żuchwowy). Jak się jedna odnoga 

nieźle wkurwi, to to wkurwienie udziela się pozostałym dwom. Inaczej mówiąc ta zatokowa gałąź też

ma dosyć dentystów i najprawdopodobniej mnie samego, gryzie przysłowiową rękę co ją żywi. 

Beznadziejne anatomiczne gówno. Ciekawe w tym genetycznym galimatiasie jest to, że dzielimy 

więcej niż parę genów ze ssakami, co dziwi mnie ze tylko bardzo nikły ułamek posiada parę 

typowych dla trzody.

    


    No dobra, ale teraz wpadłem w trans pisania, to coś tam wypocę.

    

   Jak na gospodarzy przystało i pewnie zapobiegając głupim pomysłom które mogły by wpaść z 

nudów do naszych głów, a tym samym całkiem świeżej rewolucji, co jak historia wskazuje już się

zdarzyło, Grisza wymyślił wycieczkę na kurzą farmę. Jechaliśmy tym samym busikiem, prowadził ten

sam wieczny wojak, ale jak się okazało na dodatek do straconej pół nogi, odłamek uszkodził mu też 

prawe ramię, było tylko trochę władne. No ale jechaliśmy, prawie trzy godziny po całkiem niezłej 

szosie, zabawa zaczęła się kiedy wjechaliśmy na bezdroże z głębokimi koleinami, po obydwóch 

stronach rzadki las. Trzęsło i rzucało w każdą stronę busika i od czasu do czasu pod dach ze średnio 

miękkim lądowaniem. Nagle wpadamy na dużą polane, na horyzoncie całe mnóstwo szeregowych 

budynków, dojeżdżamy bliżej, stoją równa szarością jak okiem sięgnąć, wszystko otoczone żelazną 

siatką, wysoką na jakieś trzy metry, ostre końcówki siatki skierowane do wewnątrz, jakby ktoś chciał

ukraść parę kurczaków, to już by stamtąd nie umknął. Brama z czerwoną budką, paru strażników, 

dwóch z kałasznikowem, Grisza gestykuluje coś z nimi zawzięcie, oni nic, nielzia. Jeden wszedł do 

budki, widać że gada z kimś przez telefon, wychodzi, stale nielzia

    


    Okazało się że chyba 
ze dwa lata temu mieli pomór kur, ubili i spalili 1,5 miliona kur i 

kurczaków, dyrektora farmy wysłali na Sybir, żeby tam nauczał tezy Lenina i budował socjalizm. 

    

    Wracamy. Spałem z paroma przerwami, uciekałem we śnie, kury bez głów o mało co mnie nie 

dopadły. Makabra, Gibbon mówi ze boli go wszystko, a najbardziej włosy i paznokcie, kurwa, 

więcej nigdzie nie jedzie. Ja bylem szczęśliwy, że mnie te kury w końcu nie dopadły.

powrót