34. Człuchów – laboratorium, Syrenka i nowe meble

    W końcu zrobiłem listę na wyposażenie labu, zajęło to wszystko prawie dwa tygodnie, idę do Powiatowego pochwalić się, on że 

trzeba to przepchnąć przez księgowość, najpierw naszą, później ona ma to wszytko przekazać do wojewódzkiej księgowości. No 

dobrze ale ta księgowość jest chyba na końcu ogona, może by zadzwonić do Wojewódzkiego po jakąś aprobatę ?, Jastrzębski na to, 

że zastępca Wojewódzkiego Marciniak przyjeżdża za chwilę i ma przywieźć Syrenkę dla mnie i laboratorium, Wojewódzki i tak nic 

nie wie w tym temacie, bo on zawsze pracował w administracji, ale że ma ambicje, prawdopodobnie chce się pokazać w Wydziale 

Rolnictwa, Leśnictwa i Skupu, że coś tam się dzieje pod jego skrzydłami.

    Mało brakowało, a wpadłbym w panikę, mówię że nie mam prawa jazdy, Jastrzębski na to, że zaraz trzeba załatwić kurs, bo nie 

mogę zabierać Rumuna z lecznicy na dłuższą metę. Wieczorem lecę do Adama, jest jego połowica, Zosia, właśnie chyba karmi 

małego, zaglądamy do sypialni, a tam niemowlę przyssane do jej biustu, nie ma problemu, za chwilę mały się nażre. Skończyła, na 

bluzce mokra plama, tak, zaraz rano zadzwoni do miasta i załatwi mi kurs, jest tam dwóch instruktorów, ale spróbuje napaść na tego 

co ją uczył, bo pobłażliwy, nie darł się jak wjechała do rowu. Panika odleciała w przyszłość, w życiu nie miałem ambicji żeby zostać 

kierowcą.

    Hey, zrobiłem prawo jazdy, poszło gładko, instruktor nie marudził, spytał tylko czym będę jeździł, powiedziałem że Syrenką, ale 

mimo to dał mi wybór na Fiata dużego i małego, skończyło się na Syrence bo to przedni napęd i biegi przerzuca się dźwignią przy 

kierownicy. Jeździłem z nim wkoło Człuchowa przez tydzień, potem pojechaliśmy nawet do Chojnic, parę razy. Dał mi książeczkę z 

przepisami drogowymi, mam zdawać z tego egzamin z innym instruktorem w Powiatowej Komendzie Milicji, bo ten drugi to 

porucznik od ruchu drogowego. Okazało się, że ten porucznik był całkiem równy facio, nic mnie nie pytał, zrobili mi zdjęcia, 

podpisałem jakieś papiery, prawo jazdy dostałem za dwa dni, Piesik przyniósł do laboratorium, ciekawe ale nie wnikałem.

    Za parę dni przyjechał Marciniak dużym służbowym Fiatem, przyciągnął ogon, Syrenkę pickup, tą przyprowadził pan Edziu, 

kierownik ośrodka szkoleniowego wet w Słupsku, postawili tą Syrenkę pod oknami laboratorium i wywiali do Adama na parter 

mieszkalnych kwater ośrodka Powiatowej Lecznicy. Okazało się, że ten Vice-dyrektor jest wujkiem Adama, też Marciniaka. 

Podobno w Zakładzie Wojewódzkim był jeszcze jeden Marciniak, zupełnie z innej gałęzi Marciniaków, wygląda mi na to że te  

Marciniaki rozmnażały się na prawo i lewo.

    W końcu przyszli z Powiatowym do labu, tak, zna mnie bo to on przyjechał do Wysrolu łowić przyszłych lekarzy, cieszy się 

podobno bardzo. Jastrzębski dał mu listę laboratoryjnego wyposażenia, siedzi i czyta tą literaturę, chyba parę razy tam i z powrotem. 

Myślałem, że się nastroszy, ale nie, jak już będę jeździł tą Syrenką to mam wpaść do Zakładu na zamówienia, bo tam mają 

gentelmana od tego, tak powiedział gentelmana. Jastrzębski na to, że ma większe plany na laboratorium, może nawet badania na 

brucelozę, ale musiałbym przejść kursy chyba w Warszawie. Marciniak że to fajnie ale najpierw podstawowe badania, choroby 

wymion, niepłodności, szczepienia, badanie mleka, infekcji bakteryjnych, etc… Mówię że do tego wszystkiego jest potrzebny 

autoklaw, igły, probówki, skalpele, wszystko brudne. Jastrzębski na to, że właśnie rozmawiał z Dyrektorem szpitala, to jego kumpel z 

łowów na przepiórki czy kaczki. Zamówili tam nowoczesny autoklaw, znacznie większy od poprzedniego i bardzo zautomatyzowany, 

znacznie lepsza kontrola parametrów. Ten co chcą zastąpić to też Getting, podobno dobry ale ma małą przepustowość jak na 

potrzeby szpitala. Myślałem, że padnę, a to świntuch, czekał z tym na Marciniaka. Pytam czy może zorganizować jakieś spotkanie z 

tym Dyrektorem Szpitala, tak, jak wrócą z tych kaczek czy przepiórek w sobotę, fajnie. Mamy się potem zjawić w Zakładzie 

Wojewódzkim na nasiadówkę, Marciniak wybył bo zrobiło się późno, szarówka. Poszedłem oglądnąć Syrenkę, Jastrzębski za mną, 

nowa, mała ciężarówka, dwa czerwone siedzenia z przodu, z tylu paka na bagaż, ciekawe jak tym się jeździ, Jastrzębski; to niech się 

pan przejedzie, mówię że ciemno, może jutro, strach mnie obleciał.

    W chałupie sama rozkosz choć jakoś jednostronna, Rena kupiła komplet dla gówniarza, rozkładana kanapa/otomana, 

meblościanka z półkami, stolik, krzesełko i pojemnik na pościel z miękkim przykryciem, że można na tym siedzieć, wszystko 

blado-pomarańczowe. Był podobno jeszcze jeden, ale niebieski, nie lubiła bo jak w szpitalu. Podobno zadzwonił do niej ten Dyrektor 

od WPHW, mają jeszcze szafę do przedpokoju dwuczęściową, dół z wieszakami, w środku półki za czerwonymi i czarnymi 

rozsuwanymi szklanymi drzwiami, na górze też półki w każdej części po dwie. Wysokie to wszystko prawie do sufitu, długie na cały 

przedpokój, do tego stylizowane lustro na przeciwną ścianę przedpokoju. Kupiła też zestaw kuchenny, stół, krzesła, szafki do 

powieszenia i lodówkę. Mają to wszystko przywieźć ze słupskiej hurtowni, bo w Chojnicach jest tylko wystawa. Nie wie kiedy, ale 

mówili że za parę dni, zapłaciła z góry za wszystko łącznie z przywózką, w sumie gdzieś około 12 tysięcy złotych. Musimy jeszcze 

pojechać do Szczecinka po bojler, była też w Zakładach Energetycznych i stamtąd zadzwonili do ich hurtowni, żeby sprawdzić co 

tam mają. Podobno mają jakiś bardzo dobry bojler na 150 litrów z ustawieniem temperatury i czasu włączenia żeby nie grzał na 

okrągło, drogi nieprzytomnie ale jak była w tych Energetykach to załatwiła dwufazowe grzanie, od kiedy do kiedy tam chcemy, ale 

najtaniej jest od 23-ciej do piątej rano i od 15-tej do 17-tej, to można ustawić w tym bojlerze, dlatego go kupiła, kolor też fajny, 

blado-niebieski, nie mają dostawy i sami musimy tam pojechać i dobrze, że niby mam tą Syrenkę. Jak to wszystko przywiozą to mam 

iść do budowlanego majstra, żeby tą chałupę jakoś wykończyć przed końcem kwietnia. Cale szczęście ze pierwszego kwietnia 

dostaliśmy pensje, Rena poszła do księgowości, dostała gotówkę w szarej kopercie, podpisała kwitek na 4110 złotych, bo zabrali na 

składkę ZUS-u, ja dostałem 7889 złotych po składce ZUS-u, cała kupa forsy, da się żyć, nawet z taką połowicą co to koniecznie 

potrzebuje chodników, żeby jej się szpilki nie rozwaliły.

    powrót