UZUPELNIENIE ad. rozdz. 6
Odpowiedź Yankesa na moje pytania i wątpliwości dotyczące kolejnictwa, asortymentu win z
tamtych lat oraz handlu wymiennego w średniowieczu w rozdziale o praktyce hodowlanej (Pk )
Hey Piotr,
Powiedzonko kolejowe leci tak: "stacja łąki, barany wysiadać", ale tego nie chciałem napisać.
Jakoś to tam przekręć. Z okresu demo-ludów było też coś o Warsie (to wagon pijalnia/żarłodajnia):
"Podróżniku jedziesz, nie pij, wstąp do nas, Wars wita Was".
Ha, ha, ha ,... Nie byłeś bełcikowym koneserem to nie wiesz, że najczęściej dostępne w GS-ach
było "Wino Grzybowe", kapslowana butelka za jedyne 4.50 zł. Nie muszę chyba dodawać, że był to
produkt destylacji winogronowej, frakcja kwasu siarkowego (H2SO4).
Śmialiśmy się, że w razie
czego może buty przepalić. Było też i wino
pod tytułem "Czar Nałęczowa" za 12.50 zł. Na naklejce
była piękna wiązka polnych kwiatów na tle traktora z traktorzystą. To też była „klasa”, ale
przynajmniej nie trzeba było na buty uważać. Dla porównania wino marki "Wino" czyli popularne
patykiem pisane" to już była marka za 17.50 zł.
Wiąże się z tym ciekawostka. Otóż obok wejścia na Uniwerek od strony posążka nagiego rycerza
było wejście do tzw. baru. W drzwiach stal wykidajło, wielki facio z protezą (kulą od kolana)
zamiast jednej nogi, był weteranem II Wojny Światowej, nie wiem czy to była jego ułomność czy też
zaleta (przewaga), bo podobno tą kulą mógł przywalić niesfornego delikwenta prosto w nos. Ale nie
o tym. Do tego baru chodzili studenci, asystenci i tanie dziewczyny na wieczór lub nawet upojną noc.
Można tam było kupić szklankę patyka albo jakiegoś piwa. Na zagrychę była wątróbka z cebulką.
Jak ktoś zamówił taką wątróbkę to napoje były za pół ceny. Napitek i wątróbkę stawiało się na
przyściennych ladach, stolików i krzeseł nie było, jakakolwiek procedura odbywała się na stojaka,
tyle że trzeba było się pilnować bo wymienione wyżej dziewczyny nie dość, że mogły ukraść
kawałek wątróbki to jeszcze popić też ukradzionym trunkiem.
Tadzia kuzynka przytachała ten pachnący końmi koc. Ona jeździła na koniach jako zawodniczka,
koc podkładała pod siodło, żeby koń się nie zatarł jak się spoci. Może też nie chciała, żeby Tadziu
się zatarł.
Z tym PGR to była heca. Nie mieli tam hodowli, bo to był rolniczy PGR, czyli uprawiali pszenicę,
żyto, owies i kukurydzę. Ale podobno Sekretarz z Wydziału Rolnictwa, Leśnictwa i Skupu przypisał
im kwotę na prosiaki do 80 kg. Nic nie pomogły jakieś protesty czy coś takiego, świniaki musiały
być. Kierownik poszedł do głowy, przypuszczalnie po rozum, wszedł w umowę z chłopami; on da im
zboże, a oni równowartość w świniakach, coś koło tego. Kwota na tuczniki nie była duża, zdaje się,
że dostarczali na skup około 80 sztuk.
Większość nacji Arabów (Muslems) wierzy w Mahometa, no i fajnie, bo to podobno ma być religia
pokoju, miłości i chyba czegoś tam jeszcze, ale też fajnego. Wszyscy inni to niewierni (infidel) i
powinni w ten czy inny sposób zniknąć z powierzchni ziemi. Tyle, że przepadali za blondynkami, nie
przeszkadzało im, że były infidel. Handlowali wszystkim co się da, przeważnie złotem, żeby nabyć te
blondynki. Na wagę złota były te tłuściejsze, inne i te z "drugiej ręki" były w cenie jednego
wielbłąda i paru owiec czy baranów. Tak mi opowiadał Arab który pracował w moim zespole w
dużej kompanii, on był nawrócony. Walił whisky jak by jutro nie miało przyjść, choć to niby grzech
śmiertelny w ich przykazaniach.