Z Wiesią przez Europę 2

Reportaż współczesny

Wyruszyłyśmy w drogę na początku sierpnia. Ekwipunek  2 plecaki i namiot różowo-zielony, bez podłogi, za to z nasionami owsa,


bo przez pewien czas służył jako spichrz. Nie pamiętam momentu wyjazdu, ale tego dnia wiózł nas pan Armin v. G. , nauczyciel z

Lipska, który nas potem kilka dni gościł. Dojechałyśmy na nocleg do Bautzen, tam spałyśmy w schronisku młodzieżowym w starej 

baszcie. Bautzen obejrzałyśmy pobieżnie i ruszyłyśmy do Drezna.

Oszołomiło nas swoim bogactwem i urodą, szczególnie Zwinger i galeria, z Madonną Sykstyńską. W Dreźnie spałyśmy w akademiku. 

Odwiedziłyśmy stamtąd Miśnię -manufakturę porcelany miśnieńskiej w zespole pałacowym ogromną galerię cacuszek 

porcelanowych, a potem jeszcze piękną katedrę  na wysokim brzegu Elby.

W Lipsku trafiłyśmy do p. Armina i jego rodziny, żony i czwórki dzieci. Z Lipska zapamiętałam Pomnik Bitwy Narodów i Nowy 

Ratusz ze śmiesznymi windami.

Kolejny nocleg , w Karl Marks Stad(ob. Chemnitz )


Czechy, Franciszkowe Łaźnie, żółta zabudowa i żółte koty, piękne położenie.

Karlowe Vary-kemping pełen Niemców, a my głodne. Jedna pani zaśmiała się "Jeziś Maria, Germańce wsziśko zeżarli", wzięła nas 

pod opiekę i zaprowadziła na wspaniałe naleśniki w centrum miasta. Piękne centrum z przepływającą przez nie rzeczką Teplą, 

 gejzerem tryskającym cyklicznie w górę. Kolumnady z ujęciami wód leczniczych, piękne zabytki, parki, hotele, a wśród nich Pomnik

Mickiewicza, gdzie złożyłyśmy małą szarfę w barwach narodowych i kilka kwiatków.


Praga, wspaniałe wrażenia z Hradczan, Starego Miasta, Mostu Karola, Wyszehrad.


Bratysława, pierwsze zetknięcie z Dunajem, zwiedzanie zamku.

Przy przekraczaniu granicy z czeskiej strony wszelkie zabezpieczenia z zasiekami włącznie, z austriackiej maleńki posterunek.


Wiedeń wielkie oszołomienie,finansowy próg dla nas, ceny kosmiczne. Dostępne za darmo chłonęłyśmy jak gąbka wodę, bogate 

ulice, wszędzie kawiarenki (nie dla nas), wspaniała katedra św. Stefana, parki, modry Dunaj i raz zafundowano nam Prater z 

przejażdżką Rieserad, skąd pięknie było widać wieczorny Wiedeń.


Budapeszt. Zatrzymałyśmy samochód na austriackich nr-ach tuż za Wiedniem, powiedziałam: Wir fahren nach Budapest. 

Odpowiedź:A my też!

Zatrzymałyśmy się na kempingu, oczywiście na dziko jak nam poradzono. Łatwy dojazd do centrum i wyrównanie poziomu 

finansowego sprawiło, że całym sercem chłonęłyśmy Budapeszt. Metro, główny środek lokomocji za forinta, po raz pierwszy w życiu 

korzystałyśmy z metra, było super. Na zewnątrz przepiękne widoki, wzgórze Gellerta, Parlament, Dunaj,piękne mosty

Było też wspaniałe pławienie się na Wyspie Małgorzaty, w tamtejszym kąpielisku.


Po tygodniu ruszyłyśmy dalej, zatrzymałyśmy się nad Balatonem na nocleg, jeszcze pamiętam wieczorne pływanie. Wyspa 

Małgorzaty była ok. ale najbardziej lubię otwarte akweny.


Dalej  Jugosławia, dojechałyśmy do Zagrzebia. Pora była dość późna, a my zmęczone więc namiot rozbiłyśmy przy jakimś placu 

budowy. I tu zdarzyła się przemiła niespodzianka, niewiele od nas starsza dziewczyna,Mira, zgarnęła nas rano z tego biwaku

z całym dobytkiem do swego mieszkania, nakarmiła,  przenocowała kolejną noc, a w dzień   pokazała Zagrzeb.

Zapamiętałam piękną katedrę z dwoma rzeźbami -Madonna z dzieciątkiem i pieta.

Nad Zagrzebiem wznosi się góra Sljeme, na którą wjechałyśmy kolejką gondolową-widoki pyszne.


Ruszyłyśmy w kierunku Adriatyku, do Rijeki. I tu zaczęły się schody, było już ciemno, gdy wskutek różnicy zdań, między nami a 

kierowcą, zrezygnowałyśmy z dalszej jazdy   i wysiadłyśmy z samochodu.

Nie pamiętam noclegów po drodze, zatrzymałyśmy się w Splicie i tam zwiedziłyśmy z radziecką wycieczką Pałac Dioklecjana, 

niezwykły zespół budynków od starożytności po współczesność.


Przyjechałyśmy wreszcie do Dubrownika i na nadmorskim kempingu ustawiłyśmy na dziko namiot, na cały tydzień. Plaża z ostrego 

pumeksu, skalista, woda  ciepła, bardzo słona,a przy brzegu znalazłam małą jaskinię z wejściem podwodnym i małym jeżowcem w 

środku-trochę się go bałam, ale nie zrobił mi krzywdy. Był początek września, słońce natychmiast mnie przypiekło, ale nie 

przeszkodziło mi to specjalnie. Sam Dubrownik, potężna twierdza z morskiego kamienia, szaro-żółtej barwy, z lśniącym brukiem 

wyszlifowanym przez tysiące stóp, jest piękny i niepowtarzalny. Nawet w ciągu dnia mury dawały ochłodę. Kiedyś, snując się bez 

celu, usłyszałam muzykę Szopena.


Ostatnią noc nad Adriatykiem spędzamy na kempingu w Kotorze, życzliwy kierowca dowiózł nas i zameldował, a więc musiałyśmy 

ku naszemu niezadowoleniu zapłacić. Ostatnia okazja do wspaniałej kąpieli w fiordzie kotorskim,wieczorna warstewka chłodnej 

wody, a pod nią ciepło-super.


Kolejny dzień-wyruszamy stopem,przejeżdżamy obok pięknego miejsca, Wyspy św. Stefana.

Średniowieczna osada została zamieniona w kompleks hotelowy.


Rezygnujemy ze stopu, przesiadamy się na autobusy.

Jedziemy przez Kosowo,ludzie jakby biedniejsi, ubrania charakterystyczne dla muzułmanów, kobiety w szerokich szarawarach. Trasa

prowadzi przez Peć i Prizren, duże miasta Kosowa.Przy jednym z dworców autobusowych rozbiłyśmy namiot na nocleg i stamtąd 

zgarnęła nas nocleg życzliwa pani.


Dotarłyśmy do Skopje. Miasto przeszło w 1963 r. katastrofalne trzęsienie ziemi, zachowała się starówka z niską zabudową.


Jechałyśmy przez Macedonię w kierunku Bułgarii autobusem, przez górskie tereny gruntowymi drogami. Przy tych drogach 

znajdowały się jakby tymczasowe osiedla, bardzo biedne, dzieci ledwo ubrane, jakieś kury, kozy- przygnębiające wrażenie. 


Po przekroczeniu granicy z Bułgarią znalazłyśmy się w w Rilskim Monastyrze, pięknym miejscu , w masywie górskim Riła. Miejsce 

godne polecenia.


Stamtąd wyruszyłyśmy do Sofii i dalej , przez Dolinę Róż, w której już niestety we wrześniu róż już nie było, kupując na suweniry 

olejki różane, przez Płowdiw i Trojan( nie pamiętam co zwiedzałyśmy po drodze) dotarłyśmy do Warny. Próbowałyśmy rozbić się na 

dziko, ale zgarnęła nas para starszych Bułgarów,którzy zaoferowali nam za skromną opłatą noclegi.

Pamiętam, że częstowałyśmy ich naszą specjalnością, herbatą z goździkami. 

Odwiedziłyśmy w Warnie Mauzoleum Władysława Warneńczyka, więcej zwiedzanych miejsc w Bułgarii nie pamiętam.


Dalej Konstanca i Mamaja, gdzie przycupnęłyśmy na dziko w opustoszałym już obozie pionierskim, w dwuosobowym domku, z 

dostępem do łazienek Na plaży pławiłyśmy się kilka dni w słońcu i w wodzie.Z Mamaii zrobiłyśmy wycieczkę  do Kolumny Trajana. 


Przyszedł czas na powrót. W Bukareszcie wpakowałyśmy się do naszego pociągu, odszukałyśmy nasze miejscówki, przeprosiłyśmy 

osoby które je pozajmowały, czym wg Wiesi wzbudziłyśmy popłoch. Miejsca było na tyle dużo, że wszyscy się pomieścili i nie było 

problemu.


Za to na granicy  rumuńsko-radzieckiej  odbywał się cyrk, wszystkich spędzono 

do jednego pomieszczenia i odbywała się żenująca kontrola bagaży, sypały się ciuszki, zabawki, słodycze, ludzi traktowano jak 

przemytników.  Chłopak z Polski po kryjomu zrobił zdjęcie .  Nas nie sprawdzano.


A potem , Lwów , Przemyśl i nareszcie Wrocław...

                                                         Grażyna

                                         


powrót